RE: IN VITRO
Taaaa,
sorry, że się wtrącą znów z kijem w mrowisko, ale Wy nie dopuszczacie myśli, że ktoś może wykorzystać dostępną technologię wcale nie w dobrych celach. A każdy kij ma dwa końce.
Na przykład adopcje. Wydaje się, cóż złego w adopcjach? Są dzieci bez rodziców i rodzice bez dzieci. Dać dzieci rodzicom i problem z głowy. Ale nie jesteście przecież tak naiwni, żeby nie wiedzieć, że dzieci mogą trafić do ludzi, którzy chcą je mieć aby je skrzywdzić, aby je wykorzystać, na przykład pedofile. Owszem, nie znaczy to, że adopcja jest zdelegalizowana, ale wcale nie jest też taka swobodna. Ludziom należy patrzeć na ręce, bo nie każdy jest miłym, dobrym, o czystych intencjach znajomym.
Kolejny przykład: matki zastępcze. Oglądałam raczej wstrząsający dokument brytyjski o surogatkach, które uczyniły ze swojego brzucha fabryczkę do produkcji dzieci za pieniądze. Produkują je dla rodziców, którzy zapłacą i nie obchodzi ich, co się z dzieckiem stanie. Czy trafi do dobrej rodziny. Czy trafi w ogóle do rodziny a nie do ludzi, którzy zechcą je w jakiś sposób skrzywdzić.
Handel dziećmi, handel ludźmi. Ach, pomyślicie - mnie to nie dotyczy. Mojej rodziny to nie dotyczy. Moich znajomych to nie dotyczy. To jakiś problem, który nikogo nie dotyczy, więc nie trzeba się przejmować. A moim zdaniem trzeba.
Bo - jak można przeczytać na rządowej stronie
http://www.mswia.gov.pl/wai/pl/389/3348/ - Według raportów międzynarodowych region Europy Wschodniej i Południowo-Wschodniej to jeden z najprężniej rozwijających się rynków handlu dziećmi na świecie, a terytorium Polski jest uznawane za jeden z głównych szlaków przerzutu ofiar handlu. Dzieci są sprzedawane do uprawiania prostytucji, żebractwa, nielegalnej adopcji, udziału w popełnianiu przestępstw. W proceder handlu są często zaangażowani członkowie ich rodzin lub znajomi.
Myślicie, że nie ma związku między procedurami medycznymi takimi jak in vitro a procederem handlu ludźmi. Ale taki związek jest. I nazywa się: uprzedmiotowienie człowieka. Zaczyna się w naszych głowach, gdy zaczynamy myśleć, że mamy prawo "mieć kogoś". Również w sensie: mam prawo mieć dziecko.
Bo mogę. Bo mnie stać. Bo chcę.
Początkowo ja też sądziłam, że nie ma w tym żadnego niebezpieczeństwa. Albo w matkach zastępczych. Sądziłam, bo wierzyłam, że ludzie mają dobre intencje. A potem przekonałam się, że ludzie wykorzystują cudze potrzeby do zarabiania a produktem, który sprzedają jest... dziecko.
Dziś na pewno łatwiej jest kupić gotowe dziecko czy dorosłego niż robić je metodami in vitro, które są drogie.
Ale technika idzie na przód. Metody będą coraz pewniejsze, coraz tańsze i coraz dostępniejsze. Z czasem dowiemy się dokładnie, jakich ludzi można produkować - już dziś rodzice chcą mieć wpływ na to, jakie dziecko się urodzi: chłopiec albo dziewczynka. Z niebieskimi oczami, albo z ciemnymi włosami itd.
Bezrefleksyjne i bez kontroli dozwolenie na procedury pozwalające produkować dzieci - za kilka lat mogą zupełnie zmienić strukturę społeczeństw, w których dzieci będzie się kupować w laboratoriach, w których człowiek stanie się takim samym produktem jak wyposażenie domu.
To kwestia podaży i popytu.
Załóżmy, że jakiś zamożny (nie bardzo bogaty, tylko zamożny) człowiek zachoruje. Potrzebuje paru części zamiennych. Rogówki, nerki, może szpiku. Może serca albo płuca. Ma szukać dawcy? Za długo, sprawa jest niepewna. Kupuje więc dziecko - z własnym kodem DNA, rodzi je surogatka, pieniądze przepływają z konta na konto, dziecko idzie pod nóż. Wszyscy są zadowoleni. Nikt nie ma wyrzutów sumienia.
Wszystko zgodnie z prawem, w końcu - to tylko dziecko. Prawie nic nie czuje, nie myśli... a poza tym - nikogo to przecież nie obchodzi. Nikogo to nie dotyczy. Jest pięknie.,
To nie jest SF.