RE: Referendum w Żyrardowie
O referendum warszawski bardzo ciekawie wypowiedziała się prof. Staniszkis. Myślę, że jej wypowiedź, może nie w całości ale w części pasuje jak ulał do naszej zyrardowskiej rzeczywistości.
Prof. Staniszkis: Platforma stworzyła rodzaj układu mafijnego
Profesor Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Faktu o tym kto tak naprawdę wygrał referendum w Warszawie i upartyjnieniu państwa rządzonego przez Platformę.
FAKT: Hanna Gronkiewicz Waltz nie byłaby już dziś prezydentem stolicy, gdyby nie zaangażowanie Jarosława Kaczyńskiego i PiS – prawda czy fałsz?
-–Tutaj jest dylemat czy bez PiS udałoby się uzyskać taką frekwencję? Może należało to zrobić subtelniej, przez apele samorządowców i pojawienie się Jarosława Kaczyńskiego tylko na moment z apelem o wzięcie udziału w głosowaniu? Trudno stwierdzić, która strategia zapewniłaby lepszą frekwencję. Może, gdyby PiS wysunął jako swojego kandydata Czesława Bieleckiego, który w poprzednich wyborach w Warszawie jako kandydat niezależny z poparciem PiS, praktycznie bez żadnej pomocy uzyskał ponad 20 procent? On teraz jako jedyny podnosił problem obszarów biedy i budownictwa socjalnego w stolicy podczas, gdy prof. Gliński mówił o stateczku do Kazimierza. Tak naprawdę ważniejsze są jednak inne mechanizmy, które zaważyły.
akie?
– Kiedy się spojrzy na mapę dzielnic, kto jak głosował, można postawić hipotezę o wpływie upartyjnienia państwa. To ten czynnik łączy zależność pokoleniową od kredytów i strach wiążący się ze stanowiskiem Donalda Tuska, że udział w referendum jest działaniem antyrządowym. Było to traktowane przez niego jako wystąpienie nie przeciwko prezydentowi stolicy, a rządzącej Platformie. Na mapie widać ten pierścień strachu. Te dzielnice, gdzie ludzie boją się utraty pracy. Bo w upartyjnionym państwie głosowanie uznane za działanie przeciwko Platformie może zwiększyć szanse na zwolnienie z pracy. Wykorzystano ekonomiczne uzależnienie od władzy.
Warszawiacy nie głosowali, bo bali się, że ktoś ich zidentyfikuje jeśli pójdą?
– To nie jest żaden problem w skali biur wyborczych w dzielnicach ustalić kto brał udział w referendum. Ta zależność jest ewidentna. Ludzie funkcjonują w upartyjnionym państwie, spółkach, w administracji, w oświacie, w tej chwili także w nauce, czego przykładem jest reforma minister Kudryckiej, która polega na tym, że zwalnia się ludzi w sposób arbitralny, bo w systemie zakazu łączenia pracy w PAN i na uczelni stworzono miejsce na indywidualne wyjątki. A arbitralność powoduje, że jest się zależnym.
To bardzo poważny zarzut. Żyjemy w państwie opresyjnym?
- Na pewno w potencjalnie opresyjnym, bo zostały stworzone odpowiednie mechanizmy. Są badania pokazujące, że w 85 procentach przedsiębiorstw listy płac są zupełnie arbitralne. Nie ma żadnych jasnych reguł, umów zbiorowych czy widełek zależnych od kompetencji lub stanowiska. Skala upartyjnienia administracji jest przeogromna. Sprawa urzędniczki skarbowej z Sosnowca, która objawiła się jako zwolenniczka PiS i została za to ukarana, jest dobrym przykładem.
Podobnie jak w PRL są represje za poglądy?
– Mechanizm strachu polega na tym, że wystarczy przekonanie o nim, by zatrzymać ludzi w domu. Zgadzam się, że jest to poważny zarzut, ale jest on ugruntowany.
Dowody?
– Niedawno zostałam zaproszona przez związki zawodowe na spotkanie mające zastanowić się jaką formułę dialogu społecznego należy wybrać. W spotkaniu mieli uczestniczyć także eksperci, którzy są w orbicie ministerstwa pracy. I choć zapowiadali obecność, nie przyszli ani oni ani naukowcy, o których wiadomo, że są zależni, bo mają jakieś stanowiska. Byli tylko naukowcy niezależni – czyli tacy, którzy są gotowi ponieść ceną za sprzeciw, oraz emerytowani. To było porażające i zostało zauważone.
Dlaczego tak się dzieje?
– Nawet świat biznesu dostrzega, że skala wyzysku w Polsce, gdy wzrost płac pozostaje daleko w tyle za wzrostem wydajności, te wypływy pieniędzy, to co się dzieje w zamówieniach publicznych, bankructwa średnich i małych firm, że to zaszło tak daleko, że dłużej tak być nie może. Biznes już widzi, że doszliśmy do ściany. Ubóstwo powoduje, że gospodarka przestaje się kręcić. W strukturach państwa jeszcze to działa, bo patologia upartyjnionej administracji staje się funkcjonalna. Tą metodą uzależnia się ludzi. Już nie poprzez dawanie pieniędzy jak wcześniej, ale poprzez utrzymywanie na posadach. Lojalność jest tu podstawowym kryterium.
Czyli to nie strach przed powrotem PiS działa, a zastąpił go strach przed zemstą PO?
– Strach przed powrotem PiS pewnie jeszcze trochę działa, ale jak widać po wynikach referendum środowiska inteligenckie, na które do tej pory działały apele Andrzeja Wajdy czy Władysława Bartoszewskiego dostrzegły już, że rządy Platformy nikomu nie służą. Weźmy choćby Śródmieście - to obszar w tej chwili kulturowo martwy, wyludniony i niebezpieczny. I ci ludzie poszli głosować. Uprzedzenia wobec domniemanego populizmu i nieprzewidywalności PiS zmniejszają się.
Czy Platforma słusznie odtrąbiła zwycięstwo w referendum warszawskim?
– Największym wygranym tego referendum, mimo zastrzeżeń, które mam do niego, jest Piotr Guział. On zbudował siebie i pokazał, że ma coś, co jest kluczem do sukcesu: zdolność przekuwania przegranej w sukces. Po ogłoszeniu wyników zaczął natychmiast mówić, że stworzymy struktury i będziemy pilnować obietnic, które dali rządzący. To jest tworzenie sobie kolejnej trampoliny. Obserwowałam w 1980 roku Lecha Wałęsę w stoczni. Jego sekret polegał właśnie na tym. Ludzie płakali za złości w momencie podpisywania porozumień sierpniowych, bo była tam preambuła uznająca kierowniczą rolę partii. A Wałęsa wystąpił i potrafił stworzyć poczucie sukcesu. To jest coś czego PiS nie potrafi, bo lubuje się w przegranych i spiskach. A prawda jest prosta: każda klęska jest też wygraną, bo przynosi wiedzę, pozwala wyciągnąć wnioski na przyszłość. Tu wygraną jest silne ujawnienie wspomnianego obwarzanka zależności w upartyjnionym państwie. Wiedza jest dla mnie zawsze sukcesem i przestrogą dla następnych rządzących.
Ale co daje ta wiedza, gdy walczy się o władzę?
– Ludzie ze starszego pokolenia zamieszkujący Śródmieście, którzy może nie przepadają za PiS, ale mają jeszcze w pamięci ile wysiłku, łez, potu i krwi kosztowała wolna Polska, szanują obywatelskość, prawo i siebie. Są patriotami i zaczynają uświadamiać sobie powagę sytuacji. Bo tu już nie chodzi o PiS, ale właśnie o powagę sytuacji. Demoralizacja jako sposób rządzenia, skala wyzysku, antyrozwojowość, krótkowzroczność to są rzeczy, które powodują, że zaczynam nazywać ten rząd likwidatorami. Ten stopień cynizmu ma niestety jak dotąd zdolność reprodukcji władzy.
I ta władza zostanie utrzymana?
- Jak długo ta podstawa będzie zachowana, to będzie to trwało. Aż dojdzie do momentu, gdy potężne środowiska jak biznes lub Unia Europejska powiedzą dość. To wydaje się trwałe, bo to jest już rodzaj układu mafijnego. Prawo jest tworzone na potrzeby doraźnych interesów i do tego bardzo nieprofesjonalnie. Ale to ma swoje konsekwencje i przede wszystkim koszta. I to jest coraz bardziej namacalne. Niebieskie oczy Tuska przestają już działać. PiS nie jest jednak jeszcze w świadomości społecznej gotową alternatywą.
http://www.fakt.pl/prof-staniszkis-niebi...953,1.html
Tekst zaznaczony kolorem wiele mówi. W stolicy wygranym może czuć się Guział. W Żyrardowie jest 6 referndystów z Kaczanowskim na czele. Te 5000 tysięcy mieszkańców może być niezłą zaliczką za rok.