Parkingi i parkometry.
Drugi dzień w Kołobrzegu.
Synuś popłynął porannym rejsem na dorsza. O godzinie siedemnastej dzwoni, żeby podjechać po niego. Bo za 30-40 minut będzie w porcie.
Pojechaliśmy w stronę portu. Wszędzie rozpaprane roboty drogowe. Wreszcie znajdujemy parking z kilkoma parkometrami. No to wbijamy bilecik na godzinę za całe dwa zeta i lecim po te świeże dorsze.
Kuterek się trochę spóźnił i my na parking się spóźniliśmy o całe 5 minut.
A ze we krwi mamy ze w życiu trza uczciwie to walim prosto do parkometru i dwójeczkę wrzucamy i bilecik bierzemy. Podchodzimy do autka ,a tam rachuneczek za wycieraczką za 25 zł. Rozglądamy się ,a dalej facet rachuneczki za wycieraczki wpycha. To ja gnam do niego i tłumaczę,że zrobiłam uczciwie dopłatę. Facet współczującym głosem mi tłumaczy, ze to się nie liczy bo powinnam przewidzieć ,a teraz to muszę zapłacić za całą dobę i to nie u niego a na dworcu PKP. No w tym momencie to mnie zatkało.
Zaczynam faceta ciągnąć za język dlaczego to tak dziwacznie wymyślili, a on z całą szczerością mi mówi że dzięki takim posunięciom miasto ma kasę na remonty. Wiecie w tym momencie zapaliła mi się taka zielona lampeczka w głowie. Zamiast się wnerwić zaczęłam się śmiać. Pomyślałam sobie jak by to zadziałało w naszym mieście. Po pół roku wszystkie ulice były by zrobione z naszych pieniędzy.