RE: wybory prezydenckie czyli kto na kogo
(08.07.2010 01:50 )Rencista. napisał(a): Po wyborach prezydenckich minister finansów Jacek Rostowski potwierdził informację,że jest planowana zmiana systemu emerytalnego w policji. Od 2012r. chętny do pracy w tej firmie będzie już przyjmowany do pracy na ogólnie obowiązujących zasadach, tj. będzie musiał pracować do 65 roku życia.
Bodaj 5 lipca (czyli dzień po wyborach) minister Rostowski w programie Moniki Olejnik przyznał, że obietnice będą realizowane stopniowo a w tym roku nikt już nie będzie nowelizował budżetu. Nawet studenci, którym obiecano 50 procentowe ulgi muszą poczekać, bo wedle ministra – obietnica będzie zrealizowana do końca kadencji tego sejmu!
Na razie możemy sobie poczytać zarysy ustaw – podobno są na stronach kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Nie wiem jaki jest sens zajmować się „zarysami”? Wygląda na to, że w czasie tych 500 dni nie zostanie zrobione zbyt wiele. Rostowski twierdził, że w tym czasie na pewno posłowie zajmą się prawem dotyczącym tzw. samochodów z kratką. I to by było na tyle konkretów.
Najbardziej uśmiałem się widząc zdziwienie Moniki Olejnik, gdy usłyszała, że wojsko będzie traktowane jak cała administracja publiczna i każdy wydatek będzie musiało uzasadnić, aby w ogóle kasę dostać. Oznacza to, że Komorowski chwaląc się tym, że wywalczył obecny 1,9 procenta PKB na armię. Czyli waleczny Bronek owszem wywalczył 1, 9 ale tylko w tym roku. Od następnego wszystko się zmienia! Cholera, nie myślałem, że wystarczy jeden dzień po wyborach by od razu uciec od wszystkich swoich obietnic. Normalnie mistrzostwo!
Komorowski przekonał swymi obietnicami większość wyborców mimo, że każdy dorosły człowiek za pomocą zwykłej chłopskiej logiki powinien uznać, że obiecuje rzeczy nierealne. To znaczy realne, ale nie do zrobienia w przeciągu 500 dni a jedynie wtedy, gdyby PO wygrała kolejne wybory i miała konkretny plan reform. Przecież każdy średnio rozgarnięty obywatel wiedział, że są to obietnice jakie składać może premier rządu a nie prezydent. Ja wiem, że te weksle podpisał – przynajmniej w części – premier Tusk. Ale nawet on musi pamiętać, że konieczna jest zgoda koalicjanta by teraz ruszyć z jakimkolwiek programem zmian w państwie.
Tymczasem już kolejnego dnia po wyborach minister Rostowski ostudził wszystkich i zapowiedział, że na realizację obietnic wyborczych trzeba będzie poczekać i to nie wiadomo ile czasu. Mistrzostwo tej zagrywki polega właśnie na tym, że wszystko zrobiono w pięknych białych rękawiczkach i nasz polski ludek nadal jest zachwycony. W ten sposób można doczołgać się do wyborów parlamentarnych a po drodze rzucać kolejne obietnice. Wytłumaczenie dla ich niezrealizowania zawsze się znajdzie – jak to powiedział wczoraj Rostowski w sprawie reformy KRUS – sprawy w ogóle nie poruszano bo i tak by ją zahamował prezydent Lech Kaczyński a oprócz tego jeszcze wicepremier Pawlak. W ten sposób można wytłumaczyć wszystko.
Cóż, jeśli przyrzekane ulgi dla studentów stają się nagle problemem do rozwiązania w ciągu 1,5 roku to mogę się tylko uśmiechnąć. Skoro dopiero teraz trwają dyskusje z koalicjantem na temat ewentualnego wspólnego przeprowadzenia jakichkolwiek reform to jeszcze nic nie jest pewne. A stąd pytanie – po co w takim razie Bronisław Komorowski składał w kampanii tyle deklaracji?
Oczywiście to nie jest tak, że ja jeżdżę teraz po Komorowskim a nagle pokochałem Kaczyńskiego. Uczciwie trzeba przyznać, że wedle wyliczeń „Rzeczpospolitej” realizacja obietnic Komorowskiego może kosztować 33, 6 miliarda złociszy ale gdyby chcieć realizować obietnice Kaczyńskiego to wyszłoby podobno 59, 2 miliarda. Oczywiście to wszystko pic na wodę, bo Komorowski tak samo zrealizuje swoje obietnice jak zrobiłby to Kaczyński. Jednak mimo wszystko bądźmy na tyle uczciwi by rozliczać tego, który wygrał a nie tego, który przegrał. Tym bardziej, że chyba nikt nie wątpi, iż obietnice składane były właśnie po to by wygrać. Lud uwierzył w to co przyrzekał zrobić Komorowski i to sprawa ludu. Ja na niego nie głosowałem, ale to niestety nie oznacza, że z moich podatków pan Komorowski nie będzie korzystał realizując swe obietnice. Na razie pocieszam się tym co mówił Rostowski – czyli nie ma co panikować. Obietnice trafią do przepastnego worka obok ostatnich wyborczych obietnic Platformy.