RE: Koło Gospodyń Miejskich
Koło Garkotłuków Miejskich
...
dodano...
Garkotłuk czy mistrzyni patelni
Mój obecny mąż musiał przeżyć nielichą chwilę trwogi. Gdy tylko się zdeklarował uczuciowo i praktycznie równocześnie wyznaczył datę ślubu, jadł ze mną i moją rozległą rodziną kolację. Posiłek sam w sobie nie niósł ze sobą żadnego zagrożenia, ot kilka różnych półmisków rozstawionych na stole z raczej ciekawą zawartością. Za to rozmowy, jakie się przy owym stole toczyły, mogły podnieść włosy na niejednej męskiej głowie…
- Lui, a ty w ogóle potrafisz gotować? - zagaił mój szwagier szyderczym tonem.
- A po co? - miałam dodać „chcesz to wiedzieć", ale forma wydała mi się mało zręczna i sam tylko początek został wyartykułowany.
- Jak to po co? Nie miałem okazji sprawdzić. A po ślubie będziesz chyba mężowi obiadki pitrasić. - Co raz bardziej sarkastyczny ton powinowatego zaczął mnie lekko drażnić, zwłaszcza, że obecne przy stole panie zaczęły chichotać ukradkiem. A narzeczony patrzył jedynie dziwnie błagalnymi oczyma w moim kierunku, zamiast przerwać ten dziwny temat rozmowy.
- A dlaczego mam coś pitrasić. I bez tego obiadki mogą być codziennie inne i urozmaicone. Konserwy na rynku są? Są - i to duży wybór. I słoiki z gotowymi daniami. A jak już bardzo będzie się upierał, to mu ugotuję ... gorącej wody, żeby sobie zupkę z torebki mógł rozmieszać... - Perorowałam złośliwie patrząc na szwagra ku co raz większej uciesze sióstr i narastającym widocznie przerażeniu przyszłego męża.
Kiedy pierwszy raz, już po ślubie, postawiłam przed małżonkiem własnoręcznie ugotowany obiad - oniemiał z zachwytu. Patrzył ze łzami w oczach na zmianę na mnie i na pełny talerz.
- O co chodzi? - Zaniepokoiłam się tym niemym podziwem. - Nie lubisz wieprzowych roladek i boisz się przyznać?
- Uwielbiam, ale mówiłaś, że nie umiesz gotować!
- Nic takiego nie mówiłam.
- Bałem się, że faktycznie będę skazany na zupki z torebki... A tu taki cud!
http://www.w-spodnicy.pl/Tekst/Babskie-s...telni.html