Sklep rowerowy w Żyrardowie - gdzie w Żyrardowie kupić rower?
W minioną sobotę przechadzając się z małżonką po żyrardowskim rynku (niosąc się już wcześniej z tym zamiarem) postanowiliśmy obejrzeć rowery.
Trafiliśmy do Pana (nazwiska wymieniał nie będę), który to rowerami na żyrardowskim targowisku handluje regularnie. Pan nie miał na targowisku takich rowerów jakie nas interesowały, więc zaprosił nas do swojego sklepu. Po obejrzeniu kilkunastu w średnio oświetlonym pomieszczeniu zdecydowaliśmy się na dwa rowery zostawiając Panu zaliczkę. Pan (co zabrzmiało bardzo profesjonalnie) powiedział, że rowery musi sprawdzić, przygotować i wyregulować. Państwo przyjdą za dobrą godzinkę, jeżeli jeszcze nie będą gotowe Państwo poczekają. Przychodzimy po dobrej godzinie po nasze rowery, Pan już czeka z towarem. Już podczas pobieżnego sprawdzenia było widać, że jeden z rowerów jest poobcierany, drugi ma pęknięte światełko, w drugim wyrwany kabel od przedniej lampy (rozebrałem ją po tym jak się okazało, że światełko nie działa, bo podobno producent nie daje baterii), akcesoria w żaden sposób niedokręcone, wszystko trzeszczące, dygoczące, w jednym z rowerów tylny hamulec zero skuteczności, w drugim przy naciskaniu tylny błotnik odginał się o kilkadziesiąt stopni. Poprosiłem Pana grzecznie o to żeby to wszystko poprawił, ponieważ kupuję nowe, pełnowartościowe rowery. Odeszliśmy na chwilkę pokupować inne rzeczy. Po ponownym przyjściu na miejsce Pan zakomunikował, że musimy się udać w inną część rynku do budki, gdzie jest jego brat, on wypisze gwarancje i paragon. Udaliśmy się więc do tej budki, z naszymi pięknymi, nowo zakupionymi rowerami (już lekko poddenerwowani). Pan brat wypisuje nam gwarancje i paragony, a ja w tym czasie dokonuję dalszych oględzin (oczekiwałem od nowego roweru czegoś więcej i krzty uczciwości i profesjonalizmu ze strony pana handlarza...). Pytam pana brata, dlaczego połamane światełko w dalszym ciągu nie zostało wymienione, dlaczego jak kręcę kołem w górze przerzutki skrzeczą jakby miały 10 lat, dlaczego te rowery są takie zakurzony, jakby ktoś je trzymał w piwnicy kilka lat..., gdzie jest śrubka od tylnego błotnika, bo lata w każdą stronę, dlaczego koła mają za mało powietrza, dlaczego hamulce z tyłu nie hamują i obcierają błotnik itd itd never ending story. Pan brat z kolega wzięli wreszcie klucze coś postukali, porobili, poczekaliśmy jeszcze chwilę, zdenerwowanie było coraz większe, bo ile czasu można kupować dwa rowery? Wreszcie hurra panowie mówią, rowery gotowe, poproszę tyle i tyle PLN do widzenia. Dodatkowo jeden brat zapomniał przekazać drugiemu, że zostawialiśmy przecież zaliczkę, ja zdenerwowany całym zamieszaniem także o tym zapomniałem i zapłaciliśmy pełna kwotę! Przypomniało mi się na drugi dzień i Pan z wielką łaską oddał nadpłatę... Wsiedliśmy na rowery, ujechaliśmy 200 metrów do babci, która mieszka nieopodal rynku, moja zona dojechała, a ja swój nowy piękny rower już doprowadziłem, bo nie dało się na nim jechać. U żony na pierwszy rzut oka ten hamulec z tyłu obijał tylko o błotnik i nie hamował jak powinien, u mnie natomiast przez te 200m okazało się, że przerzutki skrzeczą i piszczą, w ogóle się nie przerzucają, hamulec z przodu działa, z tyłu prawie w ogóle szczęki nie dotykają koła, tylny błotnik obija o metal, do którego powinien być przykręcony i wreszcie tylne koło było tak "mocno" przykręcone, że przemieściło się o kilka cm i tarło o ramę i błotnik. Wrzuciłem tego grata do bagażnika i odwiozłem temu "przemiłemu" Panu z wielkim hukiem. Drugi rower zostawiliśmy tylko dlatego, że podoba się żonie z wyglądu.
Żony rower ze względów bezpieczeństwa (będzie jeździła z dzieckiem) zaprowadziliśmy we wtorek do Pana Jaroszewskiego na gruntowne sprawdzenie i co się okazało "Jeszcze chwilę by Pani pojeździła i odpadłoby Pani koło, nic nie było wyregulowane, nic nie było dokręcone, jazda na takim rowerze to zabójstwo". Zapłaciliśmy dodatkowo 50 PLN Panu Jaroszewskiemu, który cały rower musiał rozłożyć i złożyć od nowa, dwa dni w dobrych rękach i teraz działa jak żyletka. Jagódek... Jak będziesz czytał to pewno powiesz a nie mówiłem, no i będę musiał przyznać Tobie rację... Zamówiłem wczoraj rower także dla siebie u Jaroszewskiego, będzie regulowany, aż do soboty (dziwna rozbieżność czasu między dobrą godziną a kilkoma dniami ). Zapłaciłem kilkaset złotych więcej (na które wcześniej się połaszczyłem!!!), ale nie żałuję, podejście, pomoc przy wyborze i opinię - bezcenne
Przestrzegam innych przed zakupem rowerów na rynku od tych przemiłych panów, bo niby maja bardzo atrakcyjne i konkurencyjne ceny, jak to pan powiedział porównywalne z allegro, ale co z tego? Rower kupuje się po to, żeby na nim jeździć, a nie na niego patrzeć.
Trafiliśmy do Pana (nazwiska wymieniał nie będę), który to rowerami na żyrardowskim targowisku handluje regularnie. Pan nie miał na targowisku takich rowerów jakie nas interesowały, więc zaprosił nas do swojego sklepu. Po obejrzeniu kilkunastu w średnio oświetlonym pomieszczeniu zdecydowaliśmy się na dwa rowery zostawiając Panu zaliczkę. Pan (co zabrzmiało bardzo profesjonalnie) powiedział, że rowery musi sprawdzić, przygotować i wyregulować. Państwo przyjdą za dobrą godzinkę, jeżeli jeszcze nie będą gotowe Państwo poczekają. Przychodzimy po dobrej godzinie po nasze rowery, Pan już czeka z towarem. Już podczas pobieżnego sprawdzenia było widać, że jeden z rowerów jest poobcierany, drugi ma pęknięte światełko, w drugim wyrwany kabel od przedniej lampy (rozebrałem ją po tym jak się okazało, że światełko nie działa, bo podobno producent nie daje baterii), akcesoria w żaden sposób niedokręcone, wszystko trzeszczące, dygoczące, w jednym z rowerów tylny hamulec zero skuteczności, w drugim przy naciskaniu tylny błotnik odginał się o kilkadziesiąt stopni. Poprosiłem Pana grzecznie o to żeby to wszystko poprawił, ponieważ kupuję nowe, pełnowartościowe rowery. Odeszliśmy na chwilkę pokupować inne rzeczy. Po ponownym przyjściu na miejsce Pan zakomunikował, że musimy się udać w inną część rynku do budki, gdzie jest jego brat, on wypisze gwarancje i paragon. Udaliśmy się więc do tej budki, z naszymi pięknymi, nowo zakupionymi rowerami (już lekko poddenerwowani). Pan brat wypisuje nam gwarancje i paragony, a ja w tym czasie dokonuję dalszych oględzin (oczekiwałem od nowego roweru czegoś więcej i krzty uczciwości i profesjonalizmu ze strony pana handlarza...). Pytam pana brata, dlaczego połamane światełko w dalszym ciągu nie zostało wymienione, dlaczego jak kręcę kołem w górze przerzutki skrzeczą jakby miały 10 lat, dlaczego te rowery są takie zakurzony, jakby ktoś je trzymał w piwnicy kilka lat..., gdzie jest śrubka od tylnego błotnika, bo lata w każdą stronę, dlaczego koła mają za mało powietrza, dlaczego hamulce z tyłu nie hamują i obcierają błotnik itd itd never ending story. Pan brat z kolega wzięli wreszcie klucze coś postukali, porobili, poczekaliśmy jeszcze chwilę, zdenerwowanie było coraz większe, bo ile czasu można kupować dwa rowery? Wreszcie hurra panowie mówią, rowery gotowe, poproszę tyle i tyle PLN do widzenia. Dodatkowo jeden brat zapomniał przekazać drugiemu, że zostawialiśmy przecież zaliczkę, ja zdenerwowany całym zamieszaniem także o tym zapomniałem i zapłaciliśmy pełna kwotę! Przypomniało mi się na drugi dzień i Pan z wielką łaską oddał nadpłatę... Wsiedliśmy na rowery, ujechaliśmy 200 metrów do babci, która mieszka nieopodal rynku, moja zona dojechała, a ja swój nowy piękny rower już doprowadziłem, bo nie dało się na nim jechać. U żony na pierwszy rzut oka ten hamulec z tyłu obijał tylko o błotnik i nie hamował jak powinien, u mnie natomiast przez te 200m okazało się, że przerzutki skrzeczą i piszczą, w ogóle się nie przerzucają, hamulec z przodu działa, z tyłu prawie w ogóle szczęki nie dotykają koła, tylny błotnik obija o metal, do którego powinien być przykręcony i wreszcie tylne koło było tak "mocno" przykręcone, że przemieściło się o kilka cm i tarło o ramę i błotnik. Wrzuciłem tego grata do bagażnika i odwiozłem temu "przemiłemu" Panu z wielkim hukiem. Drugi rower zostawiliśmy tylko dlatego, że podoba się żonie z wyglądu.
Żony rower ze względów bezpieczeństwa (będzie jeździła z dzieckiem) zaprowadziliśmy we wtorek do Pana Jaroszewskiego na gruntowne sprawdzenie i co się okazało "Jeszcze chwilę by Pani pojeździła i odpadłoby Pani koło, nic nie było wyregulowane, nic nie było dokręcone, jazda na takim rowerze to zabójstwo". Zapłaciliśmy dodatkowo 50 PLN Panu Jaroszewskiemu, który cały rower musiał rozłożyć i złożyć od nowa, dwa dni w dobrych rękach i teraz działa jak żyletka. Jagódek... Jak będziesz czytał to pewno powiesz a nie mówiłem, no i będę musiał przyznać Tobie rację... Zamówiłem wczoraj rower także dla siebie u Jaroszewskiego, będzie regulowany, aż do soboty (dziwna rozbieżność czasu między dobrą godziną a kilkoma dniami ). Zapłaciłem kilkaset złotych więcej (na które wcześniej się połaszczyłem!!!), ale nie żałuję, podejście, pomoc przy wyborze i opinię - bezcenne
Przestrzegam innych przed zakupem rowerów na rynku od tych przemiłych panów, bo niby maja bardzo atrakcyjne i konkurencyjne ceny, jak to pan powiedział porównywalne z allegro, ale co z tego? Rower kupuje się po to, żeby na nim jeździć, a nie na niego patrzeć.