RE: Udaremnienie ataku terrorystycznego na polski rząd
W całym tym "zamachu" dopatruję się jednego, iż chemik doktorant na wyższej uczelni musiał mieć od dzieciństwa niezłego zajoba na punkcie doświadczeń chemicznych, a w szczególności konstruowania ładunków pirotechnicznych czy wybuchowych. Zakładam, że dawno temu większość z nas przechodziła to samo, ale z tą różnicą, że jemu pozostało to do dziś. Z mediów wiemy też, że "zamachowca" podpierdzieliła jego własna żona, gdy ten dopytywał ją ponoć o brudną bombę i bombę biologiczną. Jestem przekonany, że mogło to być już po zapoznaniu kolegów z ABW, którzy go na tę myśl solidnie ukierunkowali. W tej chwili bardzo ważne są zeznania jego samego. Jestem przekonany, że znajdą się w tym kraju ludzie, którzy tak szybko nie zapomną o tej sprawie i będą gotowi wynająć Brunonowi K w miarę dobrego adwokata tylko po to, by poznać prawdę od drugiej strony, a nie tylko tę z relacji ABW i prokuratury. Ja z tego domniemanego zamachu się śmieję. Inni traktują go z powagą, i jest to ich punkt widzenia, który oczywiście szanuję.
Już ma obrońcę. Szybko!
Obrońcą Brunona K. jest mec. Wojciech Świątkowski, który był obrońcą Sylwestra A., pseud. Gumiś, skazanego w 1996 r. na pięć i pół roku więzienia za skonstruowanie i podłożenie we wrześniu 1994 r. czterech ładunków wybuchowych w centrum Krakowa i żądanie okupu od władz miasta. Mec. Świątkowski powiedział, że nie może rozmawiać z dziennikarzami, ponieważ naruszyłby prawo.
http://www.rp.pl/artykul/10,954780-Bruno...P.html?p=2
Piotr Skwieciński z "Rz" przedstawia bardzo podobny scenariusz wydarzeń jak i ja....
Jaki prezydent, taki zamach – ze złośliwą satysfakcją przypominają niektórzy nieco przekręconą skrzydlatą frazę Bronisława Komorowskiego sprzed paru lat.
Ten sarmacki polityk pamięta zapewne staropolskie powiedzenie o słowie, co to wyleci wróblem, a wróci wołem (a według innej wersji – jastrzębiem). Do obecnego prezydenta właśnie wróciło wołem czy jastrzębiem, bo w ostatnich dniach wielu mówi, że kiedy po gruzińskim incydencie formułował ten bon mot pod adresem Lecha Kaczyńskiego, doświadczył nagłego przypływu może nie tyle geniuszu, ile daru proroczego...
Rozumiem satysfakcję złośliwców, choć staram się jej nie podzielać. I nawet mi się udaje. Trudniej idzie mi natomiast z przyjęciem za dobrą monetę całej historii Brunobombera w jej oficjalnej wersji. Jest ona tak nieprawdopodobnie naiwna, że nawet media mainstreamu, z reguły bardziej wspierające niż krytykujące rząd, mają ewidentne trudności z kupieniem urzędowej narracji. Bo przecież nawet dziecko oglądające wyłącznie TVN musi dostrzec, że ABW kontrolowała krakowskiego chemika od co najmniej roku. Że był on obstawiony funkcjonariuszami, którzy znaleźli się tak uprzejmie, iż stworzyli mu – z samych siebie! – zalążek grupy terrorystycznej. Że od co najmniej roku nie był on w stanie zrobić pół kroku, o którym służby nie wiedziałyby, jeszcze zanim podniósł nogę. A w ogóle nasi dzielni Bondowie „wpadli na trop" Brunobombera dlatego, że na otwartych forach internetowych ogłaszał w zasadzie otwarcie, że przyszedł czas walki zbrojnej i poszukuje rekrutów...
Wszystko to razem wzięte uprawdopodabnia do granic pewności co najmniej taką tezę, że służby „hodowały sobie" nienawidzącego Żydów i Tuska chemika, i czekały z jego zatrzymaniem na odpowiedni moment. Odpowiedni politycznie, rzecz jasna.
Może ten moment wybrały sobie samodzielnie – wskazywałaby na to sławetna wypowiedź prokuratora Artura Wrony, który powiedział, że cała sprawa dowodzi, iż nie należy zmniejszać uprawnień ABW (szef krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej wystąpił tu jakby nie w swojej roli, co pan na to, panie Seremet?). A może nie samodzielnie. Bo biorąc pod uwagę spolegliwość Agencji wobec rządzących (przypomnijmy choćby, że to właśnie ABW wykonywała czynności przeciw twórcy portalu Antykomor i wyraźnie nie uważała, iż została stworzona do nieco innych celów), trudno wykluczyć, że cała sprawa była świadomie wmontowana w linię rządowego PR.
„Na castingu chcieli Brunera, bo on się Polakom lepiej, czyli gorzej, kojarzy, ale żadnego Brunera nie było, więc zadowolili się Brunonem" – napisał ktoś w Internecie. To oczywiście satyryczna przesada. Ale jak wielka?
http://www.rp.pl/artykul/628874,954158-B...i-ABW.html