RE: Niekończąca się opowieść
Beata z miejsca zaczęła się pakować. Sakwojaże zapełniały się strojami kąpielowymi, dmuchanymi materacami, olejkami do opalania i wszelkiego rodzaju damskimi fatałaszkami. Nagle rozległ się miły dla ucha dźwięk dzwonka telefonu. W eter popłynęła melodia refrenu:
„Młoty w dłoń!
Kujmy broń!
Miotnie stal
czerwoną iskrę w dal,
żar iskry tej
tli w piersi mej!
Powstań zburz,
Pobudka gra nam już!
Pobudka gra nam już!”
Rytmicznie przytupując nogą Beata odebrała połączenie:
-Alo – powiedziała siląc się na modny w kręgach kultury język francuski.
-Te, Beatka, ty się nie wygłupiaj! To ja! – odpowiedział męski głos.
-Alo, ale jaki znowu ja? – zdziwiła się Beata.
-No, Grzesiek, kurka wodna, Schetyna Grzesiek…
-Eeeee, to ja nie znam pana. Nic nie wiem, niczego nie słyszałam…
-No, co ty? Weź nie świruj! Prośbę mam do Ciebie, wiec słuchaj. Ja mam teraz trochę przechlapane i Ty też. Widzisz, mnie już nasz ukochany Wódz nie lubi i na razie jestem na cenzurowanym. Ty też się sukcesem nie popisałaś, więc chyba trzeba trzymać sztamę, nie?
-Grzesiu, ale jak się pretorianie Wodza dowiedzą, że ja z Tobą wchodzę w układy to wiesz co będzie… będzie kara! – wyszeptała przerażona.
-Nie panikuj. Nie panikuj. Jedziesz teraz w ciepłe kraje, nie?
-Aaaa, Aaaaa… a skąd wiesz?
-Oj nie bądź naiwna. My wiemy wszystko! A tak na marginesie to po co ci tyle tego olejku do opalania? Wyluzuj, bo jak wskoczysz do wody to pomyślą, że gdzieś na morzu tankowiec przecieka. He, he, he! No, dobra, koniec żartów. Ja tu do ciebie z konkretnym zadaniem – słyszałem, że u was w mieście Największy Reżyser będzie kręcił film o Lechu?
-O Jezusie? O Kaczyńskim?!?
-Beata, czyś ty się szaleju najadła? O Lechu Elektryku! Słuchaj, no koleżanko, ty masz tam jakieś chody w tej waszej mieścinie, nie? Nie przerywaj. Jak pytam to znaczy, że znam odpowiedź. Chodzi o to żeby mi jakąś rolę w filmie załatwić. Załatwisz?
-Grzesiu, jak pytasz to znaczy, że znasz odpowiedź, nie? To tylko mi powiedź kogo byś chciał grać? Może tego, no… meeeee… Mazowieckiego?
-Ty… Ty… weź się puknij w czoło, co! Ja to chcę być Lechem! Kobieto, ja już sobie zacząłem wąsy zapuszczać i nawet mam ten Twój śrubokręt, którym odkręcałaś tabliczkę z fotela na Wiejskiej.
-Grzesiu, ale Lecha ma grać jakiś tam Robert Wędkiewicz, czy Więckiewicz…
-Beata, ja cię proszę, ty weź pomyśl zanim coś powiesz. Jak ja ci mówię, że ja chcę zagrać to… sama wiesz co to znaczy. No, to rozumiemy się! Czekam na telefon od Największego Reżysera, bo muszę wiedzieć kiedy mam do was na próbne zdjęcia przyjechać. Czołem, i pamiętaj, że ja jestem niezatapialny!!! – wrzasnął Grzegorz na zakończenie rozmowy.
Beata stała chwilę z telefonem w ręku kiedy nagle zauważyła, że ma jedną nieprzeczytaną widomość. Nie zastanawiając się długa nacisnęła „Otwórz” i zaczęła czytać:
„Niech żyje nasz Wódz! Beata, słyszałem o tym, że Największy Reżyser kręci u nas jakiegoś gniota o Lechu. Jako prezydent miasta muszę zagrać prezydenta Lecha. To się kurna rozumie samo przez się, więc rusz swoje znajomości. I dobierz mi tam jakąś ładną Dankę, bo podobno mają być sceny rozbierane z małżeńskiego życia. Pozdro, Andrzej”
Odczytawszy smsa Beata wybrała numer do Wielkiego Reżysera:
-Alo, Mistrzu? To ja Beata.
-Allo mówi się przez dwa ly. Zapamiętaj to moja droga, bo w świecie kultury nie zrobisz wielkiej karierry.
-A kariery nie mówi się przez jedno ry?
-No, chyba u ciebie na wsi. U nas w Paryżu to się mówi przez dwa. Ale co ja tu będę czas tracił na naukę frransuskiego… Mów o co chodzi i byle szybko, bo śpieszę się na przyjęcie w radzieckiej… eeee… rosyjskiej ambasadzie.
-Mistrzu, ja w sprawie tego filmu o Lechu…
-Beata, nie nudź. Już ci mówiłem! Masz tę rolę Danki, więc czego jeszcze chcesz?
-Bo… bo… jak tak sobie pomyślałam, że może Lecha zagrałoby dwóch aktorów? Wiesz, taki artystyczny chwyt, czy jak to się tam mówi…. Tego z młodości to trzasnąłby wzorowo nasz prezydent miejski, a tego starszego z wąsem to Grzesiek Schetyna. Na koniec przed napisami to byś dał tego… no… jakiegoś tam Roberta Wędkiewicza, czy Więckiewicza. Powiedziałby koleś kilka słów i też swoją gażę zgarnął, nie?
-Nu, Beatko! Zamurowało mnie! Taki pomysł u Ciebie? Ho, ho, ho! Ale wiesz co? To jest słuszna koncepcja i ja to kupuję! Jak tylko dotrę na imprezę do ambasady to pochwalę się konsulowi i opowiem, że sam to wymyśliłem. A tobie w zamian za to dorzucę dwie dodatkowe sceny Danki. W jednej będzie ją podrywał przystojny agent SB, a w drugiej będzie całowała w pierścień papieża (oczywiście zagra go Adamczyk). Pasuje?
-Oj, pewnie, pewnie! Pasuje jak diabli! – pisnęła z radości Beata i już zaczęła sobie wyobrażać okładkę miesięcznika „Film” ze swoją podobizną. „Ciekawe – pomyślała – czy to zdjęcie z kampanii wyborczej będzie się nadawało?”.
"Dodaj jeszcze, że są i tacy którzy nie mogą głosować w naszym mieście, a mędrkuje taki, smętkuje, rozlicza, dyskutuje,obraża i jest fachowcem od wszystkiego.....a jak wiadomo wszystkim wokół- "fachowiec od wszystkiego jest fachowcem od niczego" Judyta