RE: Nasza własna książka western o miasteczku na Dzikim Zachodzie
No, to jeszcze kawałek:
Zegar ratuszowy zaczął wybijać dwunastą. Na placu imienia indiańskiego szamana Jedzącego Kremówki zebrał się niewielki tłumek. Ludzie z niecierpliwością czekali na wynik wielkiego pojedynku, jaki miał się odbyć między dwojgiem rewolwerowców. Pod pomnikiem szamana (uwiecznionego przez ludowego artystę bez kremówki a za to w drewnianym kanoo) stał dumnie prężąc pierś Rowerowy Eltom. Po drugiej stronie placu do ataku szykowała się właściciela Geleral Store zwana Wszystko Wiedzącą Scarlet. Narastający od wielu miesięcy konflikt, którego istoty nikt właściwie nie znał, miał zostać rozstrzygnięty zgodnie z regułami przyjętymi na bardzo, bardzo dzikim zachodzie. Zaraz po ostatnim z dwunastych uderzeń zegarowego dzwonu rewolwerowcy mieli sięgnąć po broń.
Po dwunastym uderzeniu zapadła cisza i wbrew oczekiwaniom nic się nie stało. Tłum zaczął nerwowo szemrać a po chwili ktoś zachęcająco krzyknął „ognia!”. Zaciekawiony burmistrz wychylił się z ratusza i znacząco chrząknął oznajmiając, że zamieszanie przeszkadza mu w niezwykle pilnym analizowaniu planów deptaka. Niesforny szczeniak ukryty za plecami dorosłych rzucił w Rowerowego Eltoma zasuszonym szczurem. Wszystko to jednak zdało się psu na budę i rewolwerowcy nadal stali jak zamienieni w kamień.
Niewielu zwracało uwagę na miejscowego fotografa, który nerwowo gmerał przy szpuncie niewielkiej beczułki z magnezją. Zwany (przede wszystkim przez miejscowe dziewczęta) Kamiennym Videm, specjalista od robienia zdjęć, starał się usilnie zdążyć ze zrobieniem pamiątkowej fotografii, jednak właśnie teraz złośliwość przedmiotów martwych dawała znać o sobie i szpunt nie chciał wyjść. Kamienny Vid coraz bardziej nerwowo pykał swe ulubione cygaro aż nagle ze zdenerwowaniem uderzył pięścią w dno beczułki, które dokładnie w tym momencie pękło. Zdziwiony fotograf nawet nie zauważył, że żarzący się czubek palonego cygara właśnie wtedy oderwał się i spokojnie wpadł do wnętrza beczułki.
Wydarzenia potoczyły się niezwykle szybko. Wybuch beczułki spowodował, że plac imienia Jedzącego Kremówki pokrył się szarym dymem. Strzały z rewolwerów zlały się w jeden potężny huk, gdy wyczerpani nerwowo rewolwerowcy wyszarpnęli swą morderczą broń z olstrów i nacisnęli spusty.
Kiedy na placu umilkły krzyki i zawodzenie a dym rozwiał się ostatecznie, oczom widzów ukazał się straszliwy widok. Kamienny Vid wyglądał jak dobrze przypieczony kawałek bekonu. Dochodzące spod ronda poczerniałego kapelusza przekleństwa świadczyły, że przeżył i ma się dobrze. Wszystko Wiedząca Scarlet siedziała na bruku wciąż dzierżąc potężnego colta Walkera. Jedynym uszczerbkiem jaki poniosła był złamany obcas, który nie wytrzymał potężnych sił działających na niego podczas strzelania z tej ogromnej broni. Za to po drugiej stronie placu siedział Rowerowy Eltom, który boleśnie potłukł sobie kość ogonową. Jego colt Dragoon miał rozszczepioną lufę, której koniec przypominał piękny wielolistny kwiat. Oblicze Eltoma było cokolwiek czarne, acz wytrzeszcz białek oczu nadawał mu wyraz głębokiego zdziwienia.
Miejscowy dziennik OZyrtown tak oto opisał nazajutrz ostateczny wynik pojedynku:
„Anonimowy informator powiadomił redakcję, że wyniku zdarzeń, jakie miały miejsce na placu Jedzącego Kremówki ratuszowy zegar stracił obydwie wskazówki oraz cyfrę cztery (w miejscu której znajduje się czarna dziura kalibru .44). Drewniane kanoo otrzymało trzy postrzały (dwa w okolice dziobu i jedno w środek burty). Na dodatek zginął miejscowy kot Czarny Szatan, który jednak był już dość schorowany choć pozostawił po sobie czternaścioro dzieci oraz około czterdzieści osiem wnucząt. Właścicielka kota zażądała od burmistrza odszkodowania w postaci worka ziemniaków i dwóch butelek lemoniady. Aby uczynić za dość żądaniu właścicielki Czarnego Szatana burmistrz będzie musiał zwiększyć zadłużenie miasta, które tym samym przekroczy sześćdziesiąt procent jego dochodów.
Niestety, rozbiciu uległa również szyba saloonu pod Tyglem, ale na szczęście nie spowoduje to zamknięcia tego przybytku. Wszystkie straty szacowane są na około 25 dolarów, 38 centów. Trudno ocenić straty siedzących na rynku czerwononosych, którzy stracili dwie butelki napoju winopodobnego marki „Krzepki Tur” oraz jednego zabytkowego mokasyna indiańskiego z czasów wczesnego Gierka. W związku z zaistniałymi wydarzeniami burmistrz Zupełnie Nie Dziki Bill Wilk oznajmił, że zakończenie budowy deptaka przesunie się o około cztery miesiące. Oczywiście późnienia mogą ulec dalszym zmianom.”
PS
Dopiszcie coś!