[-]
Ostatnio Dodane Obrazki
Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

Armageddon 2012

#1

Armageddon 2012

[Obrazek: 55a6ecc4a97a8a85.jpg]

2012
(ARKA 2012 (I)) (2009)

produkcja: Kanada , USA gatunek: Sci-Fi, Katastroficzny
data premiery: 2009-11-11 (Polska) , 2009-11-11 (Świat)

reżyseria Roland Emmerich scenariusz Roland Emmerich , Harald Kloser zdjęcia Dean Semler muzyka Thomas Wanker (więcej...) czas trwania: 158 dystrybucja: United International Pictures Sp z o.o.
obsada aktorska: John Cusack – Jackson Curtis, Amanda Peet – Kate Curtis, Liam James – Noah Curtis, Morgan Lily – Lilly Curtis, Thomas McCarthy – Gordon, Danny Glover – Thomas Wilson, prezydent USA Thandie Newton – Laura Wilson, córka prezydenta, Chiwetel Ejiofor – Adrian Helmsley, Oliver Platt – Carl Anheuser, Woody Harrelson – Charlie Frost, Zlatko Burić – Jurij Karpow, Beatrice Rosen – Tamara, Johann Urb – Sasha.

Film "2012" to kolejna historia o końcu świata. Albo może - o końcu TEGO świata i początku NOWEGO.
Kino kocha takie tematy, szczególnie w dobie nowych technologii, które pozwalają na spreparowanie niewiarygodnych efektów specjalnych. I właśnie spece od tego typu tricków przebrali miarę - "2012" to typowa hoolywoodzka tandeta, w której wszystko da się przewidzieć z góry, a najpewniej to, że jakiś kolejny zagubiony i nieco sfrustrowany, ale równy gość z Ameryki uratuje świat przed totalną zagładą. W roli zbawcy John Cusack, którego warunki predysponują raczej do słodkich ról amantów w lekkich komediach romantycznych, niż do udźwignięcia roli tak poważnej i odpowiedzialnej. Twórcy filmu spłycili temat i problem, pojawiają się migawki ukazujące zaskoczenie lub zbyt późną wiedzę naukowców na temat zjawisk, które mają wpływ na zachowania Ziemi, ale wszystkie te informacje służą raczej wywołaniu u widza wrażenia, że badań naukowych nikt nigdy nie traktuje do końca poważnie, a jeśli już - to dopiero w momencie, gdy jest za późno.
Na pewno udało się twórcom filmu zbudować atmosferę chaosu - teorie Majów, biblijna Apokalipsa św. Jana, naukowe teorie Einsteina i innych naukowców, szaleńcze proroctwa przywódców sekt, które głoszą dzień zagłady - widz ma w głowie karuzelę. Jedna prawda uderzyła mnie dobitnie i ten punkt na plus dla filmu - pokazanie mechanizmów władzy i gry o życie, w której pierwszeństwo mają wysoko postawieni i z grubymi portfelami. Darwin musiałby nieco zmodyfikować swoją teorię o ewolucji gatunków. Siłą jest władza, pieniądz - one otwierają bramy do arek, które mają ocalić wybrańców bożka o nazwie "mamona". Epizod o wpuszczeniu na arki zwykłych cywilów jest jakiś nieprawdziwy i żałośnie naciągnięty...
No, ale żadna wiedza naukowa nie jest tak potrzebna, jak amerykański hero (John Cusack), który choć jest niezbyt poczytnym pisarzem, nagle staje w centrum zagłady, i niczym współczesny Noe - ratuje rozbitą rodzinę - do czego sam przyłożył rękę bo poświęcił ją dla pasji pisarskiej, a potem przebojowo wymyka się razem z żoną, dziećmi i ... kochankiem żony unosząc ich samolocikiem pomiędzy zapadającymi się w gruzy miastami, wybuchającymi wulkanami i rozstępującą się ziemią. W dalszej części filmu to właśnie on ratuje wybrańców - ludzi, którym udało się dostać wejściówki na pokład jednej z arek. Choć może nie sam bo przecież jest w tym chaosie jeszcze jeden zbawca - odpowiednik współczesnego, czarnoskórego prezydenta USA - Obamy, który jak prawdziwy kapitan - ginie ze swym narodem i nie korzysta z szansy ocalenia drogocennego życia i pierwszorzędnego stanowiska. Tak rodzą się legendy i mity ;-) a Hooolywood je utrwala. Wszak nie bez powodu nazywane jest "fabryką snów"...
W filmie pojawia się jeszcze wątek rosyjski, bo twórcy filmu nie mogli pominąć drugiego, najważniejszego w TYM świecie mocarstwa - Rosji. Jest więc gruby, niedźwiedziowaty miliarder z potężnym samolotem i kolekcją najdroższych samochodów świata na pokładzie, jego śliczna kochanka, dwóch grubawych i prostackich synów miliardera i ... olśniewająco przystojny, ale typowo "ruski" w obejściu pilot Antonowa, który ocala tyłki wszystkim, a sam ginie spadając z wrakiem samolotu w przepaść w Himalajach.

Kiedy przypominam sobie "Armageddon" z Brucem Willisem w roli speca od odwiertów w skałach, mam wrażenie, że produkcja "2012" to popłuczyny po świetnym katastroficznym filmie. A choć i "Armageddonie" twórcy użyli megalomańskiego chwytu o dzielnych Amerykanach ratujących świat, to tamten film nie przytłacza nadmiarem efektów specjalnych, a banalna fabuła jest znacznie ciekawiej opowiedziana, chyba głównie dzięki świetnej grze doborowej trójki aktorskiej - B. Willis, Ben Affleck i Liv Tyler.

W sumie "2012" to 2 i pół godziny nudy, no chyba, że ktoś idzie na ten film z podrośniętym dzieckiem. Dorosły i wybredny kinoman nie nabierze się na liczbę podpalanych makiet walących się wieżowców, przewracających wszystko do góry nogami fal tsunami i gigantycznych cygar arek. Temat końca świata został sprowadzony do wymiaru brzydkiej zabawki transformer. Tak kojarzy się mnie. Ciekawam innych opinii...
Odpowiedz
#2

 

Hmm...ciekawa opinia o filmie, który jednak wykroczył po za pewne granice standardów Holywood.
Faktem jest, że efekty specjalne bedą konkurować z Avatarem o Oskara. Już dawno nie widzieliśmy tak dokładnych grafik (np. krople wody, czy też świetny wubuch wulkanu). Nie uważam tego filmu za tandetę, gdyż wbrew pozorom i prostoliniowości ma kilka prawd, które nie są ukryte co wyróżnia ten film na tle pozostałych w podobnej tonacji. Jest to film dla każdego, a nie tylko dla koneserów i dywagatorów kina. Główny bohater nie ratuje świata przed zagładą. W tym wątku ten film jest dramatem, gdyż nikomu z początkowych odkrywców nie udaje się powstrzymać tego co ma nastąpić. Porażka ludzkości, która zapewne w rzeczywistości również by nastąpiła...czyli prawda. Ooo...John Cusak to jeden z niewielu aktorów, który potrafi się wcielić w rózne role i bardzo dobrze mu to wychodzi. Nie ograniczajmy go tylko do romansideł. To tak jak ogrniaczyć Toma Cruisa tylko do Top Gun. Najpierw piszesz, że tandeta, a zachwile, że to taka poważna i odpowiedzilna rolaSmile CiekaweWink Fakt...troszkę pomieszano proroctwa. Film, a raczej aktorzy mówili głownie o Majach, a wplątano w to Apokalipsę, która znacząco w wielu kwestiach odbiega od "opini" starożytnej cywilizacji. Trszkę za dużo chaosu jak ktoś się tym interesował...dla tzw. przeciętnego laika nie robi to różnicy podczas oglądania, a o zamieniających się bigunach to chyba 50% ludzkości wie i coraz głośniej się o tym mówi podając konkretne liczby statystyczne. Pokazanie kasy jako przepustki do życia to jest przykład...z życia wzięty. Ktoś ma raka w Polsce...możliwe, że przezyje. Ktoś ma raka w Polsce i 500 euro, możliwe, że nie umrze za granicą. W filmie ukazano to bardzo dobitnie. Tak narzekasz na głownego bohatera, że "jest niezbyt poczytnym pisarzem, nagle staje w centrum zagłady, i niczym współczesny Noe - ratuje rozbitą rodzinę - do czego sam przyłożył rękę bo poświęcił ją dla pasji pisarskiej, a potem przebojowo wymyka się razem z żoną, dziećmi i ... kochankiem żony unosząc ich samolocikiem pomiędzy zapadającymi się w gruzy miastami, wybuchającymi wulkanami i rozstępującą się ziemią"...a to jak miał wyglądać ten film? Może powinni usiąść w piwnicy i powinna akcja rozgrywać się na tle psychologiczno-emocjonalnym? Przez dwie godziny byśmy oglądali jak się kłucą, płaczą, biją, a na koniec się zabijają. Każdy film ma bohatera lub grupę bohaterów (np. żółwie ninja hehe) i coś ten bohater musi robić. 2021 nie miał być psychologicznym geniuszem tylko filmem akcji i rozrywki scenicznej. Każdy film, który nie jest oparty na faktach jest fabryką snów. Jest widzimisie rezysera, a czasem i operatora czy scenarzysty. Ludzie nie chcą zbyt często oglądać swojego życia. Film ma relaksować...więc film musi być zrobiony w fabryce snów, aby wyglądał jak marzenie senne.
Oj...wydaje mnie się, że porównanie Armagedonu z 2012 nie jest trafne. Armagedoj uderza w inne uczucia i cel filmu jest zuepłnie inny niż w 2012...ba...końcówka też jest zupełnie inna. Armagedon bardziej podchodzi pod dramę, gdyż główny bohater ginie, w 2012 nie ginie, ale świat jest zatopiony. Prędzej 2012 mozna porównać do "I stanie się koniec". Armagedon i 2012 to różne typy...rodzaje filmów fantastycznych. Oczywiście nie odejmuje nic z podziwu tej wielkiej produkcji (Armagedon). Ja przed 2,5 godziny się nie nudziłem i nawet nie wiedziałem, że takszybko ten czas zleciał co oznacza, że dobrze się bawiłem...relaksowałem. To nie film na myślenie...gdyby takim miał być to nazywałby się "Efekt Motyla" czy nawet Matrix, gdzie trzeba spsjać wszytkie rejestracje samochodów i odczytać w Bibli, Koranie i innych kniagach ich znaczenieWink
wiara+nadzieja+miłość=szczęście...

wiem, że nic nie wiem...
Odpowiedz
#3

 

Nizioł napisz to samo bez błędów i nie ciągiem Wink
Odpowiedz
#4

 

Między Tomem Cruisem a Cusackiem jest zasadnicza różnica w typie aktorskim. Bywa, że aktor choćby nie wiem jak się starał, to z racji predyspozycji (w tym i urody), nigdy nie zrobi oszałamiającej kariery gwiazdy potrafiącej zagrać wszystko. A tak jest w przypadku Cusacka. Może kiedyś zmienię zdanie, zdarza mi się, tak jak w wypadku Jima Carreya, który wyszedł poza "szufladkę" aktora komediowego i nadal robi rzeczy zaskakujące, wcielając się w role wymagające nie tylko małpich min, ale solidnej gry dramatycznej.

Nasze wypowiedzi pięknie się różnią dr_niziołku, a to z tej racji, że ja subiektywnie wybieram kino, które nie tylko epatuje fajerwerkami efektów specjalnych, czego w kinie dzisiejszym, szczególnie przy superprodukcjach - zatrzęsienie. Ty wolisz relaks i zabawę, która robi wrażenie dzięki zabiegom technicznym.
Faktycznie, wolę wyjść z kina zmuszona do namysłu nad jakąś poruszająca kwestią. A taką niewątpliwie jest temat zbanalizowany przez przerost formy nad treścią, czyli "2012". Sporo było już prób pokazania tematu Apokalipsy Ziemi, ale większość niestety idzie w kierunku zrobienia z tego show. Jak w piosence Freddiego...
Odpowiedz
#5

 

Zgadzam się z Tobą szanowna buszmenko, że jest różnica między Kruzem, a Kusakiem. Są to rzeczywiście różne osobowości filmowe. Nie ma oktorów uniwersalnych i tak np. nie wyobrażam sobie Kareja w filmach Sci-FI pokroju Obcy, Predator czy Gwiezdnych Wojen. Nie będzie tam pasował, gdyż to nie jego działka. Tak samo Kruz nie będzie dobrymkomediantem, a Kusak nie będzie dobrym samurajem (bez powiązań z Kruzem proszęWink )

Nasze wypowiedzi nie aż tak bardzo się różnią...poprostu uważam, ze troszkę zbyt mocno "zjechałaś" 2012 i starałem się ukazać troszkę inną stronę tego medalu i starałem się ukazać czemu tak czy inaczej uważam. Owszem masz rację, że wolę relaks i zabawę ale też bardzo lubią kino "soczyste" i często niszowe (polecam Tobie osobiście Black Book, dobry film, gdzie jednak trzeba troszkę wiedzieć o świecie tam przedstawionym aby zrozumieć wiele aspektów). Niestety mało powstaje filmów, które można obejżeć na dużym ekranie i wyjść z głową pełną myśli i refleksji. Lecz jak pisałem wcześniej...relaksem nie pogardzę, ale też raczej tym z lepszej półki np. technicznej. Co do tego show i ekranizacji "końca". Wydaje mnie się, że jeśli ktoś przedstawi to w innych sposób, bardziej słowny i muzyczny niż fajerwerkowy to będzie zmuszony zawrzeć bardzo ważne stwierdzenia co może stworzyć wiele negatywnego hałasu. Obecnie kino jest w pewnym rodzaju zastoju przez co nikt nie chce się wychylać z filmem, który może nieść negatywne treści...negatywne w odniesieniu do danych nacji politycznych czy środowiskowych. Także jak narazie Show must go onSmile

PS. Avatar wydaje się filmem bogatym w grafikę, ale może okazać się też filmem, który delikatnie poruszy pewne kwestie nie poruszane dotąd w filmach Sci-Fi.
wiara+nadzieja+miłość=szczęście...

wiem, że nic nie wiem...
Odpowiedz
  

[-]
Korzyści z rejestracji!
Masz coś do dodania? Zaloguj się lub zarejestruj, aby odpowiedzieć. Czekamy na Ciebie! Rejestracja trwa mniej niż minutę i wymaga podania jedynie adresu e-mail.
Jeżeli chcesz napisać coś bez logowania, to możesz zrobić to w dziale Wiadomości z Żyrardowa .



[-]

Podobne wątki



[-]

Użytkownicy przeglądający ten wątek:

2 gości