Kupowanie głosów - jak wygląda ten proceder?
Ja przestrzegam opozycję przed takim oto scenariuszem ze strony ich konkurencji: Poniżej tekst sprzed prawie 4 lat.No to jesteśmy już po wyborach. Coraz głośniej jednak jest słychać o różnych sposobach na nielegalne zdobywanie głosów. Z pozoru niewiele znacząca władza radnego jest dla niektórych kandydatów na tyle silnym obiektem pożądania, iż są gotowi kupić głos wyborcy. 4 lata temu proceder ten był w Żyrardowie tak widoczny że zraził wielu mieszkańców do chodzenia na wybory. Szkoda, że był niezauważalny dla służby mundurowych. Czy teraz było podobnie..? Patrząc na ilość pobranych i zwróconych kart do głosowania (I tura) rodzi się jedna myśl – kupczono głosami.
Dla niektórych przyszłych radnych, a także dla tych starających się o kolejną reelekcję, pełnienie tej zaszczytnej funkcji społecznej jest przede wszystkim sposobem na poprawianie bytu, nie tylko swojego, ale i członków rodziny. Nie będę już wracał do przeszłości i opisywał konkretnych przypadków. W każdym razie ci, którzy pamiętają moje wpisy sprzed 4 lat wiedzą mniej-więcej, kto, co, gdzie i jak. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że tacy ludzi mogą najszybciej dostać się do rady psując reputację pozostałym osobom, które kandydują z myślą o interesie mieszkańców. Jestem przekonany, że i w tym wyścigu po stołki, zamiast walki na programy, trwa zacięta walka na stawki płacone za głosy. Najwyraźniej niektórzy mają bardzo dużo do wygrania albo, co bardziej prawdopodobne, do stracenia.
Stawki, za które wyborcy mogą sprzedać swój głos są różne, począwszy od ½ litra wódki poprzez 50 zł, a skończywszy nawet na 100. Oczywiście płacenie za głos nie odbywa się przed wyborami czy przy urnie wyborczej. Zazwyczaj, na dwa trzy tygodnie przed wyborami robione są listy potencjalnych „udanych” transakcji. Ponieważ, jak wskazuje historia, aby dostać się do rady trzeba niejednokrotnie otrzymać od 300 do 700 głosów, łatwo przeliczyć, że na ten nielegalny proceder trzeba przeznaczyć nawet do 20 tys. zł. W przeliczeniu na diety radnych inwestycja zwraca się w najlepszym razie po trzech miesiącach. W najgorszym wypadku po nieco ponad roku. Lecz jeśli jest to transakcja wiązana i oprócz diety zyskuje się na przykład etat dla siebie czy rodziny, to zwrot nakładu na inwestycję jest znacznie krótszy.
Sam proceder kupowania przebiega w dniu wyborów. Najczęściej odbywa się w ten sposób, że ktoś wrzuca do urny przygotowaną wcześniej pustą kartkę papieru, a z lokalu wyborczego wynosi czystą kartę do głosowania. Następnie, w umówionym miejscu, dochodzi do procederu nielegalnego kupowania głosów. Wyborca z wcześniej ustalonej listy transakcji wyrusza do urny z wypełnioną kartą do głosowania. W lokalu wyborczym następuje podmiana, do urny wędruje owa wypełniona wcześniej karta, wyborca zaś ma za zadanie dostarczyć do "naganiacza/y" nieuczciwego kandydata świeżą kartę do głosowania. Za to otrzymuje wynagrodzenie. Proceder jest powtarzany do czasu aż wyczerpie się lista chętnych lub kandydatowi zabraknie gotówki.
Swoje zadanie mają również do wypełnienia nieuczciwi członkowie obwodowych komisji wyborczych. W czasie wyborów samorządowych w 2006 roku spora liczba oddanych głosów została uznana za głosy nieważne. Być może w tym zbiorze były głosy, których unieważnienia dopuścili się właśnie członkowie komisji pracujący na rzecz właściwego kandydata. W każdym razie głos nieważny to na przykład ten, gdzie na jednej liście postawiono krzyżyki przy nazwiskach dwóch kandydatów. Oto, w jaki sposób z głosu ważnego uczynić głos nieważny: dokonuje się tego za pomocą długopisu (kiedy inni nie patrzą) albo przy użyciu bardziej wyrafinowanej metody – rysika przyklejonego do paznokcia. Wystarczy chwila nieuwagi i głos, na którym zaznaczono więcej niż jedno nazwisko, wędruje do kosza.
Okres wyborów samorządowych to gratka dla tych, których kusi wizja podreperowania domowych budżetów. 50 czy 100 złotych płacone za głos jest na tyle miłą perspektywą, że wyborcy gotowi są oddać się za pieniądze, wychodząc z założenia, że przez kolejne cztery lata nie otrzymają w zamian niczego namacalnego. W ten sposób uskładają z wyborów parę złotych na „mózgojeba”. Problem jednak nie w tych potencjalnych wyborcach do kupienia, lecz w samych kandydatach, którzy traktują kupowanie głosu jak nieco tylko inną formę dotarcia do wyborców. I to stuprocentową. Jest to tym bardziej bezkarne, że obecne prawo, w przeciwieństwie do aktu korupcji, w przypadku ujawnienia procederu handlu głosami każe obie strony. Nie można zatem liczyć na skruchę dawcy lub biorcy. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by w tym wypadku posłużyć się prowokacją. I tego się trzymajmy.
"Rządzą nami ludzie, którzy - właściwie bez wyjątku - posługują się rynsztokowym językiem, bez zahamowań korzystają z materialnych przywilejów, załatwiają sobie bezkarność, knują na wpół mafijne spiski, kłamią." - prof. Ryszard Bugaj
www.kontrowersje.net
www.kontrowersje.net