RE: Bzdurne przepisy
(27.07.2010 19:36 )skarlet napisał(a): Pozostaje pytanie po co komuś kto ma mieszkanie i meldunek -mieszkanie komunalne ? To wszystko jest bez sensu!!!
Tego typu przepisy mają za zadanie stworzenie takiego sita, które umożliwi odsiew jak największej ilości podań o mieszkanie. Niestety, do tej pory nikt nie odważył się wystąpić na drogę sądową w tej sprawie. Dodam, że równie bzdurne są przepisy dotyczące zarobków osób starających się o mieszkanie komunalne. Sam znam przypadki, w których małżeństwa z pełną premedytacją planowały tego typu działania. Zameldować się w malutkiej kawalerce babci to podstawa. Później podanie składano w czasie gdy kobieta była na urlopie wychowawczym, więc liczono tylko zarobki męża. Jak wiadomo urlop wychowawczy jest dostatecznie długi by rozpatrzeć podanie – oczywiście pozytywnie (bo w końcu jedna pensja i w dodatku małe dziecko a tu mała kawalerka babci). Następnie pani wraca do pracy i właściwie z tą chwilą małżeństwo nie spełnia już warunków pozwalających na otrzymanie mieszkania komunalnego. Tyle, że tego później już nikt nie weryfikuje. A gdy zweryfikowano w Łodzi to odzyskano bodaj 600 lokali mieszkalnych.
Tak w ogóle to czekam kiedy w Polsce posypią się pozwy zbiorowe – już teraz można – wobec gmin, które nie wywiązały się z ustawowych obowiązków zapewnienia mieszkania. Ludzie biedni, którzy latami czekają na mieszkanie komunalne mają pełne prawo żądać od gmin wywiązania się z obowiązków nałożonych przez ustawodawcę. Mam nadzieję, że po tym pozwie mieszkańców Piaseczna, którzy domagają się ustalenia winnych zaniedbań, które doprowadziły do zalania osiedla, inni też nie będą się bali tworzenia pozwów zbiorowych.
To jedyna droga by wyegzekwować od gmin prowadzenie normalnej polityki mieszkaniowej. Liczę, że znajda się kancelarie adwokackie, które szybko zrozumieją, że na tego typu pozwach można całkiem sporo zarobić – wystarczy dogadać się z ludźmi co do zapłaty za usługę, czyli procentu od zasądzonych odszkodowań.
(27.07.2010 21:59 )Gość napisał(a): Niech kupi na wolnym rynku jak cos mu nie pasuje.
W ten sam sposób odpowiedział dziennikarzowi pan Cimoszewicz, rzekomo człowiek lewicy, gdy padło pytanie o politykę mieszkaniową państwa. Pewnie, że tak można. Tylko niech nasze pensje będą na poziomie europejskim – emerytury także!
PS
„Co decyduje o dostępności mieszkań? Przede wszystkim dwa czynniki: ich ceny i wysokość zarobków, oraz ich wzajemne relacje. Zestawienie obu tych elementów daje tzw. wskaźnik P/E. To iloraz średniej ceny za mieszkanie i średniego rocznego dochodu brutto przeciętnego gospodarstwa domowego. Im większa liczba określa ten wskaźnik, tym dostępność mieszkań w danym mieście niższa.
I tak, w Nowym Jorku wskaźnik P/E wynosi 7,0. W Londynie 6,9, w Dublinie 6,0. Umowna granica między „dostępnością” i „niedostępnością” przebiega na poziomie 4,0. O mieście, w którym cena lokalu nie przekracza 4-letnich zarobków, można powiedzieć, że mieszkania są tam „dostępne”. Amerykańskie miasta z dostępnymi lokalami to na przykład Waszyngton – 3,9, Las Vegas – 3,7 czy Detroit – 2,3. Z bliżej położonych wielkich aglomeracji w najlepszej sytuacji jest Berlin. Przeciętnego berlińczyka stać na zakup mieszkania za równowartość trzyletnich zarobków. Na przeciwległym końcu (w przenośni i dosłownie) znajduje się stolica Hawajów. W Honolulu wskaźnik P/E przekraczał cyfrę 9. Takie dane w styczniu tego roku podawał portal budowaplus.pl.
[…]
Na tle aglomeracji zachodnich sytuacja w polskich miastach nie wygląda dobrze. Do granicy dostępności, wyrażanej cyfrą 4,0, zbliżają się jedynie Katowice. Natomiast w innych dużych ośrodkach w Polsce lokale mieszkalne pozostają średnio lub wysoko niedostępne. Na przykład w Warszawie w pierwszych miesiącach tego roku wskaźnik P.E wynosił 6,6.”
http://praca.wp.pl/kat,18453,title,Pracu...omosc.html