04.11.2010 13:29
RE: Kandydaci na radnych w Żyrardowie
Jancionapisałeś mi, że to, że zwracam uwagę na niedostatek toalet to temat, który zastępczy jak się nie ma co do powiedzenia. Otóż nie. To jeden z tematów, o których wszyscy wiedzą, że jest źle i... nic z tym nie robią.
Na zasadzie: tego nie tykajmy, nie da się, a jak ktoś o tym mówi, to ziewnięcie, bo przecież to oczywista oczywistość.
Nie można ściągać turystów, nie zapewniając im podstawowej infrastruktury. Nie da się czekać na cud albo inwestora z miliardami, który rozwiąże wszystkie nasze problemy, bo prędzej wszystko trawa zarośnie, niż się doczekamy. Do naszych problemów należy mnóstwo drobnych rzeczy, w tym kible. No tak, ale to takie nudne gadać o kiblach. Lepiej pogadajmy o jakiś cudach na kiju, które na pewno się wydarzą zaraz po wyborach. Na pewno.
Uczepiłam się tych turystów, bo naprawdę sądzę, że remedium na bezrobocie i wzrost zamożności mieszkańców oraz wpływy do kasy miasta z podatków będą wtedy, gdy w Żyrardowie powstanie nie jedna fabryka (którą dla zachęty zwolnimy z podatków, żeby inwestor zechciał się u nas ulokować), tylko dużo małych firm, żyjących z handlu i usług.
Mamy pewne zasoby, powinniśmy zacząć je wykorzystywać mądrze i konsekwentnie.
Ileż to razy już słyszałam od przewodników, że chętnie by do nas kierowali wycieczki, ale nie ma tanich miejsc noclegowych. Z drugiej strony ilu Żyrardowian inwestuje pieniądze i czas w zakładanie drobnych biznesów, które potem upadają, ponieważ nie odpowiadają na realne potrzeby. Kolejny sklepik z ciuchami, który zaraz upadnie, aż przykro patrzeć. A czemu nie pensjonat?
Ano, Żyrardów wciąż sami postrzegamy jako miasto robotnicze, a nie jako miasto turystyczne. Nasi rodzice, dziadkowie pracowali w fabryce a nie prowadzili pensjonaty
Jest pomysł, który dałby miastu pieniądze a mieszkańcom tańszą wodę i energię.
Brzmi interesująco?
Pewnie. Ale żaden inwestor nie wyjdzie z tym pomysłem, żaden urzędnik, prezydent czy radny. Dlaczego? Ze strachu przed oporem społecznym. Lepiej łatać dziury budżetowe kredytami i modlić się, żeby nie powtórzył się scenariusz upadłości miasta.
Wygodniej ględzić o mitycznych dofinansowaniach z Unii Europejskiej na drogi i remonty.
Tylko powiedzcie mi, jak wykorzystamy te piękne drogi czy tam deptaki za unijne pieniądze, jeśli nie będzie komu po nich chodzić?
Jeśli pies z kulawą nogą nie przyjedzie do miasta - bo po co?, a większość ludzi wyjedzie do sąsiednich miast, bo tam będą mieli lepsze warunki życia, pracę, mieszkania itd.
Funkcjonowanie domu składa się z wielu drobnych rzeczy. Trzeba kupić papier toaletowy, umyć sedes, zapłacić za światło, odkurzyć dywan, umyć okna, wyrzucić śmieci, pilnować żeby nie zalęgły się mrówki faraona To jest mnóstwo drobnych, codziennych czynności, o których się niespecjalnie nawet myśli, po prostu robimy je i już.
Codzienne funkcjonowanie miasta polega na takich rzeczach. Ile dni w miesiącu radni czy prezydent poświęcają na rozmowy z inwestorami, zagranicznymi, przyjmując gości, pisząc wnioski do unii europejskiej, czy podejmując decyzje o kosztownych inwestycjach? O wiele więcej czasu zajmują mało widowiskowe zajęcia i decyzje o zamiataniu ulic, o dziurach w chodnikach, o tym czy bardziej potrzebny jest remont świetlicy dla dzieci w szkole X czy szatni w szkole Y, bo na obie rzeczy kasy nie starczy, a jak zdecydować, które dzieci są w większej potrzebie?
Ile czasu radni poświęcają na wysłuchiwanie mieszkańców?
A ile czasu mieszkańcy poświęcają na pójście do radnych i powiedzenie im o problemach, czy pomysłach?
Prawdę mówiąc nieco mnie mierzi ten wyborczy cyrk, w którym kandydaci - jak kandydatki na miss polonię - próbują przekonać wyborców, że będą zajmować się poważnymi problemami i martwi ich kolejno: sytuacja dróg, bezrobocie, biedne dzieci i pokój na świecie. I jeszcze muszą udowadniać, że są w sposób niezwykle zdeterminowani, aby zostać radnym - wtedy na pewno się z tymi wszystkimi rzeczami uporają.
Otóż ja mogę powiedzieć, że nie jestem zdeterminowana, żeby radnym być. Jako radna nie rozwiązałabym problemu bezrobocia, biednych dzieci, dróg. Nawet nie mogę powiedzieć, że zdecydowałabym o wyremontowaniu Kutnowskiej. Nie mam czarodziejskiej różdżki. Jeden radny, nawet kilku radnych podobnie myślących - nie odmieni rzeczywistości miasta, między innymi dlatego, że nie ma takich uprawnień, takich możliwości.
Może natomiast decydować czy pewne rzeczy będą realizowane a pewne nie. Może być prawdziwym przedstawicielem mieszkańców i uświadamiać urzędnikom, czego mieszkańcy chcą, czego potrzebują. Może też - o czym często się zapomina - działać w drugą stronę - informować mieszkańców, swoich wyborców o tym, co się w mieście dzieje. Jakie korzyści przynoszą poszczególne decyzje. Czego się można spodziewać w przyszłości. Może wychodzić z inicjatywami. Może zbierać wokół siebie ludzi, którzy chcą zrobić coś dobrego dla miasta. Chciałabym, żeby nasza społeczność naprawdę zaczęła brać odpowiedzialność za miasto.
Martwi mnie, że wszyscy za mało się ze sobą komunikujemy. A kiedy już rozmawiamy o mieście, to najczęściej kończy się to na jakiś przepychankach personalnych.
Rozumiem, że jako wyborcy chcecie (chcemy - bo ja też jestem wyborcą) od kandydatów deklaracji, informacji, chcecie wiedzieć, co zrobimy, ale jeśli macie lepsze pomysły na miasto, jeśli uważacie, że nie jesteśmy dość zdeterminowani (ach, radni - bezradni) to ja pytam: a czemu Wy nie kandydujecie? Jeśli to jest takie proste.
A Wy, jako obywatele miasta, co robicie, żeby było lepiej? Czemu radnym czy kandydatom na radnych nie mówicie: słuchaj, na mojej ulicy mieszka kilka dzieciaków, które nie mają co robić i strasznie rozrabiają. Co proponujesz? Co możemy zrobić? Ile razy byłeś / byłaś u swojego radnego w poprzedniej kadencji i rozmawiałeś / aś z nim o mieście?
Wszyscy mamy miesiąc na wybranie odpowiedzialnych ludzi. Ale prawdziwa praca zaczyna się potem, po wyborach.
I strasznie bym nie chciała, żeby właśnie potem wszyscy, wybrani radni i wyborcy nagle uznali, że każdy odwalił swoją robotę i koniec.
Koniec rozmów, koniec dyskusji o mieście, koniec konsultacji, pomysłów itd. Ale obawiam się, że tak właśnie będzie. I będzie to wina nas wszystkich.